września 24, 2023

O marnowaniu zielonych zasobów

 


Marnowanie jest bezpowrotną stratą, poczuciem rezygnacji, zbędnym wysiłkiem, niewykorzystaniem całej dostępnej mocy. Wyrzucamy ogromne ilości jedzenia, tracimy wodę, zanieczyszczamy powietrze i glebę, ale marnowanie odnosi się również do rzeczy niematerialnych jak czas, czy szansa, których nie da się odzyskać. Tyle mówi się konieczności podejmowania działań dla dobra planety i nas samych, zasadach 'zero waste', recyklingu i zrównoważonym rozwoju. Minimalizm zrobił się modny, a oznaką manifestu stały się wielorazowe kubki i płócienne torby na zakupy. Czcze gadanie ekoświrów, głos wołającego ekoterrorysty na plastikowej pustyni, czy ledwie słyszalny głos rozsądku?

Wiemy już jak z wody morskiej zrobić wodę zdatną do picia, albo jak przetwarzać odpady na przydatne surowce, ale co z ograniczeniem konsumpcjonizmu i racjonalnym wykorzystaniem dostępnych środków w branży zieleni? 

Jak przedstawia się marnotrawienie zielonych zasobów w świecie roślin tworzonym na potrzeby człowieka, zieleni miejskiej, czy ogrodnictwie? Czy branża zieleni jest eko?

Treść gorejąca. Zieleń.

Branża zieleni to począwszy od szkółkarstwa, produkcji nawozów, podłoży, pojemników i donic, poprzez inżynieryjne rozwiązania jak zielone dachy, zielone ściany, czy zielone torowiska. To też projekty zieleni i pozostała dokumentacja, a kończąc na zabiegach pielęgnacyjnych i utrzymaniu. Jest to niełatwy rynek, bo klienci detaliczni są podatni na modę i trendy, a firmy czy samorządy inwestują w zieleń, gdy ich budżety są stabilne, albo zielone projekty są dofinansowywane z budżetów obywatelskich lub projektów unijnych. 

W zieleni mamy do czynienia z materiałem zmiennym i kapryśnym, nieodpornym na suszę, akty wandalizmu, kradzież, czy niektóre choroby i szkodniki. Jego plastyczność to jednocześnie zaleta i wada. 

Na zieleni można tworzyć politykę, reklamę i jak to niestety ostatnio spotykamy - greenwashing. Więcej drzew, bioróżnorodność, czystsze powietrze, miejska wyspa ciepła... Robimy hałas, podejmujemy działania, wydajemy pieniądze. Ale czy wyciągamy wnioski? 

Marnotrawstwo czasu i marnotrawstwo ekranu

Parafrazując "prawdę czasu" i "prawdę ekranu" oraz zamieniając "prawdę" na "marnotrawstwo" chcę pokazać inny punkt widzenia tej sprawy. W przypadkach, gdy mamy do czynienia z inwestycją, projektem, działaniem wymagającym uzgodnień, czy wielopoziomych konsultacji to już na samym początku można zmarnotrawić wiele okazji do wykorzystania zielonych zasobów w sposób odpowiedzialny. Może nie będę cytować paragrafów i artykułów z obowiązującego prawa, ale w wolnym tłumaczeniu przypomnę, że oszczędne korzystanie z terenu na potrzeby rozwoju, czy prowadzenia budowy to nasz obowiązek. 

Oszczędzać należy teren, powietrze, wodę, zasoby niematerialne, w tym czas, nerwy, zdrowie. Czy naprawdę za każdym razem trzeba obwarowywać się zapisami, groźbami i karami, aby nie robić tego, czy tamtego, a nie może to być nomen omen naturalna kolej rzeczy jak mycie zębów, albo segregacja odpadów? 

Nadzór nad zielenią powinien zaczynać się już na etapie pomysłu, wytycznych, poprzez koncepcję, aż do realizacji. Wielokrotnie w swojej pracy spotykam się z sytuacjami, gdy planując pewnie działania, w tym roboty budowlane, brak jest holistycznego spojrzenia na elementy zieleni, a w ogólnym znaczeniu na składniki przyrodniczo-środowiskowe. Poprzez odstępstwa, uważne czytanie projektów, znajomość terenu można już od samego początku ograniczyć negatywny wpływ na środowisko. Ale czy zawsze jest czas i pieniądze, by zaangażować specjalistę od ochrony przyrody i środowiska? Nie. Niemniej jednak, jest to temat na odrębną dyskusję, a tutaj zostawiam ślad, by w przyszłości szerzej nakreślić ten wielowątkowy problem. 

Nierzadko skutkiem pośpiechu jest właśnie ten zmarnowany ekran jako okres przygotowania przed monitorem komputera, wisząc "na słuchawce" telefonu, te ryzy i bele zadrukowanego papieru, gdzie jedna kreska potrafi przekreślić znaczenie całego projektu. Marnotrawstwo czasu jest weryfikowane już w późniejszym terminie, gdy wchodzimy w fazę realizacyjną.

Ruchy pozorowane

Niektóre przypadki mogą być pominięte, w granicach błędu statystycznego, gdy mówimy o jednorazowych przypadkach. A co jeśli zdarza się to wielokrotnie, na szeroką skalę i bez odpowiedniego monitoringu? Efekt jest porażający i widoczny gołym okiem. Doskonałym przykładem będą tzw. nasadzenia kompensacyjne. W świetle decyzji administracyjnych, są to takie rośliny, które dzięki posadzeniu ich w odpowiedniej lokalizacji będą stanowić rekompensatę za poniesioną stratę w środowisku spowodowaną, np. konieczną wycinką drzew i krzewów, czy zniszczeniem siedliska. 

Ale po jakim czasie możemy uznać, że kompensacja została spełniona i należne odszkodowanie wypłacone? Podam na przykładzie, z którym miałam do czynienia: w środowiskowych wymaganiach realizacji inwestycji wskazane zostało wykonanie dwóch zbiorników kompensacyjnych dla płazów. Powodem była konieczność zniszczenia istniejącego zbiornika, który niestety stał na szlaku nowej drogi. Po zrobieniu zbiorników, odpowiednie ich wyposażenie o karpy wyciętych wcześniej drzew, a także wyprofilowanie dna przy zapewnieniu płycizn i głębin, już po roku mogliśmy zaobserwować zasiedlenie go przez płazy. Kompensacja została spełniona. 

No dobrze, ale drzewa i krzewy? Co jakiś czas wraca dyskusja - ile i jakich drzew należy posadzić, żeby zrekompensować wycinkę, np. 50-letniej lipy? 5, 1:10, 20 razy więcej? W mojej opinii to nie ilość a żywotność i dopasowane miejsce dla posadzonych roślin będzie świadczyła o spełnieniu wymogów. Bo co z tego, że posadzimy 15 drzew, skoro po trzech latach nikt o nie już nie dba, a po pięciu latach żadne z nich już nie przeżyło? 


Zieleń państwowa - nie twoje, nie ruszaj?

Głęboko zakorzenione poczucie własności często przysłania potrzebę działania dla wspólnego dobra. Generalnie własność państwowa to własność Państwa, prawda? Bo przecież "ktoś" przeznaczył na to pieniądze, a inny "ktoś" pilnuje, bo taka jego praca? 

Zieleń towarzysząca drogom, zieleń w parkach i skwerach, ogród przy szpitalu, rezerwaty i Pomniki Przyrody w głównej mierze powstają oraz utrzymywane są ze środków krajowych lub wspólnotowych, więc w zakresie również z pieniędzy publicznych, podatników. Czyli kto płaci? Pan płaci, pani płaci, i pan również płaci. Świadomość tego, że jakaś milionowa część promila wartości drzewa posadzonego przy świeżo oddanej drodze ekspresowej pochodzi z kieszeni każdego z nas powinna nas cieszyć, czy smucić? 

Z mojego punktu widzenia - cieszy mnie każde drzewo i krzew, które przetrwało niesprzyjające warunki (suszę, brak wody, nieurodzajna gleba) oraz brak pielęgnacji. Wiele inwestycji, w tym dróg w Polsce, nie tylko krajowych, ale i tych powiatowych i gminnych straszy wątpliwej jakości drzewami i ledwie trzymającymi się palikami. Paliki stabilizujące drzewo nie raz okazują się droższe i solidniejsze od samego drzewa. I pomimo nie zawsze udanego projektu, zdrowego materiału szkółkarskiego i wątpliwego monitoringu przez trzy lata gwarancji? Tak, cieszy. W innym przypadku są to wyrzucone pieniądze w błoto. Zmarnowany zasób. 

Są jeszcze takie elementy krajobrazu, szczególnie miejskiego, które często bywają niezauważane - to trawniki. Traktowane jak przedłużenie parkingu, miejsce magazynowania materiałów, czy wylewania popłuczyn. A to pod gęstym dywanem trawy kryje się warstwa urodzajna, miejsce rozkładu materii organicznej, bytowania mikroorganizów wspomagających wzrost innych roślin. Skrzętnie rozkładane liście i utrzymywana wilgoć, to wszystko na nic, gdy trawnik zostaje wygrabiony z liści, piętnaście razy w roku skoszony, zadeptany, rozjeżdżony, wymieszany z warstwą nieurodzajnej gleby. I cały misterny rozkład poszedł w...

Zieleń narodowa - o stratach w skali mikro

Okres pandemii przyniósł zwiększone zainteresowanie roślinami domowymi, a dla posiadaczy ogrodów - ogrodnictwem. Różnokolorowe liście kusiły swym wyglądem i wyjątkowością, czego skutkiem było sprzedawanie liści monstery variegata za jakieś chore pieniądze. Skuszeni oryginalnością i presją w stylu "musisz to mieć", ludzie kupowali egzotyczne kwiatki, jednocześnie nie zapewniając im optymalnych warunków. Rośliny po wylaniu hektolitrów chemicznych wspomagaczy i odprawieniu czarów najczęściej i tak lądowały w koszu. Po pięciominutowym okresie żałoby kolorowe kwiatki znów trafiały na listę zakupów. 

Bez wątpienia, podobny schemat działa w ogrodach. O, jakie ładne! Nie mam pomysłu, gdzie to posadzę, co to jest i jakie ma wymagania, nieważne, bo muszę to mieć! No przecież tutaj się zmarnuje! Rośliny na półkach sklepowych marnieją poprzez choroby, czy nieodpowiednią pielęgnację. Po przejechaniu tysięcy kilometrów te biedne półżywe badyle zostają przecenione, a wraz z nową gazetką reklamową... trafiają na śmietnik.

Zdaję sobie sprawę, że ten już i tak przydługi wpis, nie wyczerpuje tematu. Na ten moment chciałabym, aby skłonił do takiej tyci tyci refleksji, że zieleń jest istotnym elementem tego zurbanizowanego, ale i dzikiego otoczenia i wkrótce może się stać zasobem nieodnawialnym, zwłaszcza gdy będzie marnotrawiona. 





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz